Tantra to zaraźliwy wirus szczęścia, doświadczania i obecności - rozmowa z Martą Niedźwiecką, seks coachem
Dec 14, 2013Na warsztaty TantraLove przyjeżdżają interesujący ludzie z różnych środowisk społecznych. Każdy z nich dotyka tantry po swojemu, przez pryzmat własnych doświadczeń. Zaciekawieni różnorodnością osób, które odnajdują w tantrze coś cennego i transformującego dla siebie, postanowiliśmy stworzyć cykl rozmów z uczestnikami warsztatów. Pierwsze rozmowy zostały nagrane podczas Zjazdu Absolwentów TantraLove w listopadzie 2013r. Wyłoniły się z nich ciekawe opowieści. Oto jedna z nich:
Z Martą Niedźwiecką - sex coachem specjalizującym się w coachingu relacji intymnych, seksualności i związków, twórczynią pussyproject.pl - rozmawia Justyna Kondziołka
- Dlaczego przyjechałaś na Zjazd Absolwentów?
- Przyjechaliśmy z moim partnerem, bo uważamy, że Zjazd to świetny pomysł. Gromadzenie ludzi, którzy normalnie poznają się na warsztatach i dużo razem doświadczają, a potem nie zawsze mają czas i możliwości, żeby znowu się spotykać. Poza tym jest w tym ważny element, który rozpoznajemy, jako znaczący w pracy Dawida i Zosi.
- Jaki to element?
- Wspólnotowość. Wiem - jako antropolog i coach, że kultura i cywilizacja ograbiły nas, za naszą zgodą ze wspólnotowości i więzi grupowej. Bardzo często wchodzimy w relacje współzawodnictwa, rywalizacji, albo, z różnych powodów, izolujemy się od innych. A człowiek bez wspólnoty bardzo słabo się realizuje i bardzo słabo się rozwija. Jakichkolwiek kompetencji by nie posiadł, to zrealizuje je dopiero w kontakcie z innymi ludźmi.
- Bez kontekstu nie jest to możliwe.
- Tak, bez kontekstu nie istniejemy. Na warsztatach oczywiście wszyscy są skupieni na tym, co się z nimi dzieje, a przy tym dość naturalnie wchodzą w relacje. Takie zjazdy absolwentów podkreślają spontanicznie wspólnotowy, nastawiony nie na cel, ale na bycie, aspekt przebywania razem. Poza tym na warsztaty Dawida i Zosi przyjeżdżają bardzo fajni ludzie, a przyjemność bycia z fajnymi ludźmi to wspaniała rzecz. Nie mówiąc o samych Zosi i Dawidzie, którzy są inspirujący, miło się z nimi rozmawia i super pracuje. Fajnie, żeby kolejne zjazdy miały coraz więcej dni i angażowały coraz więcej osób. Aż w końcu będziemy musieli wynająć salę kongresową.
- Za kilka lat rzeczywiście może tak być.
- Może już całkiem niedługo. Albo zrobimy to w lato i zaludnimy całe pole namiotowe.
- A co Wam dają warsztaty tantry? Co wynosicie z nich dla siebie?
- My nie jesteśmy jakimiś strasznymi wyjadaczami, bo to dopiero (nasz) drugi rok z Zosią i Dawidem. Od samego początku było to remedium na poważny kryzys.
- To była Wasza motywacja?
- Tak, to była motywacja. A ponieważ w ramach tradycyjnych form porozumiewania się partnerów, wyczerpaliśmy metody działania, które naszym zdaniem miały szanse. Chcieliśmy, żeby było nam lepiej. I kiedy naprawdę stanęliśmy przed ścianą, pojawiła się tantra. Interesowałam się wcześniej tantrą, ale raczej jako wrażeniem intelektualnym, niż doświadczalnym. Teraz, jak o tym myślę z perspektywy kolejnych warsztatów, przypomina to trochę czytanie o jedzeniu. Możesz przeczytać sobie o jedzeniu, ale dopóki go nie zjesz, istnieje ono tylko w warstwie abstraktu. I kiedy przyjechaliśmy razem na warsztaty, były one tak bardzo ziszczeniem naszych oczekiwań. Tego, co nam się marzyło w zakresie doświadczania, bycia razem, nie tylko seksualnego, ale emocjonalnego, jakościowego bycia, że po prostu nie było dyskusji. To było to! Odnaleźliśmy intensywność doświadczenia. Potem ja odkryłam, że to, co biorę z warsztatów, również niesamowicie wzbogaca mój warsztat jako coach’a czy trenera, że to są takie rzeczy, których ja gdzieś tam intuicyjnie szukałam, tylko nie potrafiłam chyba ich indukować w taki sposób. Wiedziałam, że efekt, który chcę uzyskać dla moich klientów jest taki, żeby oni poczuli intensywniej, prawdziwiej i mocniej, ale za bardzo pozostawało to na płaszczyźnie intelektualnej. Więc tantra dla mnie osobiście jest ważnym elementem życia. Co ciekawe, to przełożyło się też na całe grono ludzi, z którymi jesteśmy, pracujemy i przyjaźnimy się, bo w ciągu ostatniego roku wszyscy nasi najbliżsi przyjaciele zaczęli jeździć na warsztaty Zosi i Dawida. Prawdopodobnie nie mogli wytrzymać z dwójką wariatów. To znaczy, że jest to wirus zaraźliwy, wirus szczęścia, wirus doświadczania i wirus obecności. Nikt ich jakoś szczególnie nie terroryzował, żeby pojechali na warsztaty. Sami chcieli.
- Czy pracowałaś też z innymi nauczycielami? Jak oceniasz pracę Zosi i Dawida?
- Od kiedy zaczęłam wchodzić w tantrę, biorę udział w zajęciach, spotkaniach i mniejszych/większych formach warsztatowych z innymi nauczycielami. I niezależnie od tego czy z daleka pochodzą, czy z bliska, mam wrażenie, że Zosia z Dawidem tworzą jakości, które akurat dla mnie, są szczególnie ważne. To, że są spójni ze swoim przekazem. To, że są autentyczni. To, że nie są nieskalani, nie uzurpują sobie prawa do „posiadania rządu dusz”. Chodzi o to, że są ludzcy, że widać, że też mają wyzwania i stają im naprzeciw, a ich siła pochodzi dokładnie z tego, do czego nas prowadzą, czego nas uczą. Ja bardzo źle znoszę pomnikowe autorytety i bardzo ciężko mi się do nich przywiązać, a tutaj, także interpersonalnie, stworzyła się miedzy nami taka więź, o której mogę chyba pierwszy raz w życiu powiedzieć, że znalazłam dla siebie autorytety. To słowo było zawsze dla mnie mega obrzydliwe, bo kojarzyło się właśnie z tą pomnikowością, brakiem autentyczności, kreacją i nadużyciem . Ze stosunkiem władzy raczej niż wyznaczaniem po prostu kierunku i pokazywaniem, że ok. chłopaki i dziewczyny, po drodze będą kiksy, parę razy się wywrócicie i łatwo nie będzie, ale na koniec dnia okaże się, że było warto.
- Autorytet rozumiesz jako osobę, która posiada pewne doświadczenie i przeprowadza Cię przez nie?
- Tak, jako figury, które potrafią dobrze przekazać wiedzę i przeprowadzić przez doświadczenie, ale też takie, które sobą udowadniają celowość tego doświadczenia.
- Tym, jacy są.
- Tak. Nie ewangelizują w imię wyznawanych treści, tylko to jest ich życie i ono jest dowodem na słuszność teorii.
- Nie ma rozbieżności między warsztatem i życiem, czuje się całość.
- Tak. I dla odbiorcy ma to wiele benefitów i stanowi o jakości. Poza tym oni są fajni. Jest w nich taka ludzka „fajność”, otwartość, poczucie humoru. Bardzo wielu nauczycieli, szczególnie tantry, ale w ogóle rozwoju duchowego, grzęźnie w jakimś wyimaginowanym wizerunku siebie jako przewodnika, guru, ostatecznego autorytetu, przez co stają się oderwani od ziemi, a do tego dramatycznie brak im poczucia humoru.
- Stają się przez to niedostępni.
- Przede wszystkim nadęci. Są sformatowani według wzorca. Na koniec dnia jest to bardziej groteskowe niż zachęcające. To jest ludzki aspekt wiary i rozwoju osobistego. I ciężko jest wierzyć i podążać za czymś, co nie przedstawia sobą zakorzenionej w naszym doświadczeniu wartości. Za abstraktami ciężko się podąża.
- Dziękuję za rozmowę.
Już wkrótce: wywiad z Moniką Pietkiewicz – aktualnie wicemistrzynią Polski w tenisie stołowym.
Zapisz się do naszego newslettera i dowiedz się więcej co jeszcze robimy
Robimy naprawdę dużo! Nowe warsztaty stacjonarne, kursy online, webinary, medytacje Live IntentLove, podcasty, wyjazdy zagraniczne dla naszej społeczności...
Nie lubimy spamu tak jak ty, więc nie będziemy się dzielić twoimi danymi z innymi.