Tym, co naprawdę leczy, nie są narzędzia terapeutyczne ani umysł, lecz serce - rozmowa z Wiesławem Szostkiem, lekarzem neurologiem i psychoterapeutą.
Mar 05, 2014Na warsztaty Zosi i Dawida Rzepeckich przyjeżdżają bardzo ciekawi ludzie z różnych środowisk społecznych. Każdy z nich dotyka tantry po swojemu, przez pryzmat własnych doświadczeń. Zaciekawieni różnorodnością osób, które odnajdują w tantrze coś cennego i transformującego dla siebie, stworzyliśmy cykl rozmów z uczestnikami warsztatów. Pierwsze rozmowy zostały nagrane podczas Zjazdu Absolwentów TantraLove w listopadzie 2013r. Wyłoniły się z nich ciekawe opowieści. Oto kolejna z nich:
Z Wiesławem Szostkiem* rozmawia Justyna Kondziołka
*Wiesław Szostek – lekarz neurolog i psychoterapeuta, który w swojej pracy łączy wiedzę i doświadczenie medyczne z nabytymi umiejętnościami psychoterapeutycznymi. Leczy choroby neurologiczne, zaburzenia lękowe i depresyjne towarzyszące różnym chorobom oraz trudnościom życiowym. Prowadzi psychoterapię indywidualną, par i rodzin. Razem z żoną prowadzą Ośrodek Terapii i Rozwoju „Zakątek”.
- Dlaczego przyjechałeś na Zjazd, co Cię tu przyprowadziło?
- Chciałem zobaczyć się z Zosią i Dawidem. To niesamowici ludzie. Autentyczni, niebojący się mówić o sobie, o własnych trudnościach, a to się rzadko zdarza. Są dla mnie jak rodzina w najlepszym wydaniu. Poza biologicznymi rodzicami i moją żoną, to najbliższe mi osoby. Bardzo dużo im zawdzięczam. Oczywiście przyjechały tu też inne ważne osoby, z którymi przebywałem na warsztatach, ale w pierwszej kolejności to ich wymieniłem, bo oni pojawili się na mojej drodze i zrobili bardzo dużo dobrego w moim życiu. Za ich udziałem, jak pod wpływem katalizatora, zainicjował się we mnie pewien proces, z którego się bardzo cieszę.
- Czy możesz coś więcej o tym opowiedzieć? To jest coś, co zadziało się na warsztatach?
- Tak, na warsztatach. To był pierwszy Dotyk Raju w 2011 roku. Przyjechałem na ten warsztat, bo to był prezent na moją 50-tkę. Nie wiedziałem, na co jadę. Nie doczytałem nawet, że są to warsztaty tantry. Po prostu przyjechałem.
- To był prezent od partnerki?
- Nawet nie pamiętam kto to zainicjował, ale pojawiła się we mnie ochota uczestniczenia w tym warsztacie. I okazało się, że to była jedna z dwóch najważniejszych rzeczy, jakich doświadczyłem w moim życiu, na ścieżce przemiany wewnętrznej. Pierwsza wydarzyła się w 1999 roku, kiedy pojechałem do Krakowa na studia z psychoterapii.
- W jakim nurcie psychoterapii?
- To był Instytut Psychoterapii Krótkoterminowej, obecnie Integratywnej, i tam nastąpiło we mnie pierwsze duże przebudzenie. Ja już wcześniej dużo ze sobą robiłem, ale tam zadział się taki proces, dzięki któremu zacząłem całkiem inaczej postrzegać siebie i świat. To było bardzo ważne. W konsekwencji tego zostałem psychoterapeutą, zacząłem leczyć ludzi w inny sposób, nie tylko w ramach klasycznej medycyny. Początkowo klasyczna medycyna i psychoterapia były we mnie rozdzielone, ale potem to się zintegrowało i korzystam teraz z jednego i z drugiego. Jako początkujący psychoterapeuta miałem w sobie niezgodę na lekarstwa, myślałem, że psychoterapia jest tym czymś fajniejszym. A po jakimś czasie zorientowałem się, że jedno i drugie jest ważne.
- Z zawodu jesteś lekarzem neurologiem?
- Tak, jestem neurologiem. Ale już na studiach miałem w sobie tęsknotę za „szamaństwem”. Robiłem różne rzeczy takie, jak akupresura, siatsu. Neurologię traktuję jako narzędzie do rozróżniania zmian organicznych, czyli już utrwalonych w ciele od czynnościowych, czyli, w moim przekonaniu, jeszcze wczesnych. Na obecnym poziomie mojej wiedzy wiem, że wszystko zaczyna się w duszy, wszystko jest czynnościowe, a nasze ciało jest tylko ekranem dla tego, co powstaje w środku. Jeśli przepływ energii jest zablokowany, to pojawia się objaw, albo coś więcej – choroba. I wiem, że należy dążyć do usunięcia blokad, rozluźnienia ciała. To jest podstawa. Wtedy choroba odchodzi. Najważniejsze to nie przeszkadzać organizmowi w samo-naprawie. Nasze ciało dokładnie wie, jak poradzić sobie z każdą dolegliwością. Podczas studiowania psychoterapii nauczyłem się właśnie innych metod leczenia, a to, co wydarzyło się później na Dotyku Raju, to była druga bardzo ważna rzecz, drugi słup milowy. Tam otworzyło się moje serce. I to jest największa rzecz, jaką zyskałem. Bo kiedy kończyłem studia z psychoterapii, moja terapeutka powiedziała: „Pamiętaj, że to, co naprawdę leczy to nie narzędzia terapeutyczne, nie umysł, a serce.” No i doszedłem do tego serca.
- Czy to się stało podczas konkretnej praktyki, która była na warsztacie, czy to był proces, który wydarzył się podczas całego tygodnia?
- W trakcie tego tygodnia zadziało się bardzo dużo. To jest coś nie do opisania. Wypaliliśmy 3 duże świece i traktowaliśmy to symbolicznie, jako trzy oddzielne warsztaty w jednym. Po prostu było odpowiednie miejsce, osoby, czas i gotowość we mnie. Gdybym nie był na to gotowy, zmiana by we mnie nie nastąpiła. Tam nastąpiło otwarcie. Tak podwyższyłem swoją energię, że miałem piękne sny, wszystko w nich było klarowne i bardzo poukładane. Rozbudziłem swoją intuicję do tego stopnia, że przez kilka dni po warsztacie miałem zdolność jasnowidzenia. Otworzyło mi się „trzecie oko”. Kiedy przychodzili do mnie pacjenci i opowiadali o czymś trudnym, ja już po dwóch, trzech zdaniach widziałem i wiedziałem wszystko. Ułatwiało mi to stawianie diagnozy i niesienie pomocy. Rozbudzenie intuicji było dla mnie bardzo dużym, spektakularnym zyskiem. Ale w związku z tym, że tej energii nie podbijałem, to się zamknęło. Po jakimś czasie pojawiła się propozycja, abyśmy spotkali się na warsztacie w Indiach, w kolebce tantry. Pojechałem tam z intencją, aby na nowo rozbudzić swoją intuicję. To się jednak nie zadziało. Wydarzyło się dużo innych rzeczy, ale akurat nie to. Mimo tego wiem, co mam robić. Wiem, że tą intuicję kiedyś w sobie rozwinę i dzięki temu będę leczył trochę inaczej, niż teraz. Ale jeśli tak się nie stanie, to nie będę niczego żałował, bo na tą chwilę to, co robię, jest wystarczające. Najważniejsze jest dla mnie bycie z ludźmi. Kiedy na tamtym warsztacie otworzyło się moje serce, uwolniłem się od lęków. Jestem bardziej otwarty na ludzi, na życie. Mam w sobie więcej spokoju i akceptacji dla trudnych rzeczy. Myślę w inny sposób, czuję inaczej, nie biorę różnych rzeczy do siebie. Zmieniłem swoje przekonania i zmienił się mój świat.
- Jaki jest teraz?
- Bardzo fajny. W tym roku pierwszy raz poczułem, że nic więcej mi nie potrzeba. Wcześniej ciągle brakowało mi czegoś w sferze zawodowej. Prowadzę teraz tylko własną praktykę jako neurolog i psychoterapeuta. Przychodzą do mnie pacjenci jedni i drudzy. Leczę korzonki i epilepsje. Ale najbardziej lubię być pośrodku, być neurologiem i jednocześnie przemycać małą psychoterapię, nie umawiając się na taką konkretną. Myślę, że to jest największa korzyść dla moich pacjentów, bo wielu ludzi boi się psychoterapii. A kiedy przychodzą do mnie, jako lekarza, ja wiem jak z nimi rozmawiać. Psychoterapia nauczyła mnie przede wszystkim rozmawiać z pacjentami. Nie robię tego, co większość lekarzy, bo studia nie uczą nas języka komunikowania się z pacjentem. Lekarz najczęściej straszy.
- I nie patrzy w oczy.
- Nie patrzy w oczy, bo teraz musi patrzeć w komputer. Ja na pewien czas wróciłem do pracy w szpitalu, ale kiedy okazało się, że tam trzeba przez cały czas wrzucać wszystkie dane w komputer, strasznie źle się z tym czułem, bo nie mogłem nawiązać z pacjentem żadnej więzi. To mnie poraziło. Byłem tam przez trzy dni i wypisałem się z tego, bo poczułem, że ja nie chcę w czymś takim uczestniczyć. U siebie w domu mam coś zupełnie innego. Nawiązuję przede wszystkim kontakt z pacjentem. To jest dla mnie najważniejsze. Innym lekarzom też to przeszkadza, ale ciągle w tym są, bo boją się zmiany. Wcześniej pracowałem w szpitalu, poradni i jeszcze innych ośrodkach, ale odważyłem się przejść na swoje i teraz już bym się nie zamienił. W tym roku pierwszy raz poczułem, że już nic więcej mi nie potrzeba, że to jest ogromnie szczęście, że wszystko dzieje się tak, jak teraz, i nie chcę już pracować w takich strukturach, jak szpital czy poradnia. Taka jest moja droga. Na początku byłem lekarzem wojskowym, bo skończyłem Wojskową Akademię Medyczną. Po pewnym czasie zrezygnowałem z munduru i zostałem normalnym lekarzem. Potem z tego normalnego lekarza zostałem psychoterapeutą. Jeszcze mam takie pragnienie żeby zostać szamanem. I to jest moja droga. I być może za jakiś czas zostanę szamanem… W czym to szamaństwo ma się przejawiać? Chciałbym mieć stały dostęp do tej części siebie, z której korzystałem po wspomnianym Dotyku Raju. Dziś, w trakcie lotu szamana, dostałem odpowiedź na pytanie do mojego dziadka, szamana z laską, że całe szamaństwo polega na tym, aby być z ludźmi.
- Chodzi o bycie z innymi w otwartości serca?
- Tak, chodzi o bycie z ludźmi, dzielenie się sobą, tym co mamy w sobie najlepszego. Mówienie o czymś takim jest bardzo wzruszające. Z Tobą czy osobami, które tu przyjeżdżają mogę się tym podzielić, natomiast wiele osób nie wie jak być w kontakcie ze sobą, ze swoją intuicją. Moi koledzy lekarze w ogóle tego nie wiedzą, a szkoda, ponieważ taka umiejętność znacznie wzbogaca możliwości niesienia pomocy drugiej osobie. Od kiedy prowadzę własną praktykę, mało przybywam w towarzystwie lekarzy, mam inny świat. Moim światem są te znajomości, które poczyniłem uczestnicząc w tych różnych warsztatach, w Dotyku Raju, w Indiach. I to jest największy skarb, że mogę się z tymi ludźmi spotykać, że mamy ogromną bliskość, więź, że się rozumiemy. Wybudowałem bardzo ładne miejsce – Ośrodek Terapii i Rozwoju "Zakątek". Robimy tam z moją żoną różne warsztaty, dzielimy się tym, co mamy. Obecnie organizujemy głównie warsztaty śpiewu. Wcześniej odbywało się u nas m.in. Laboratorium Ciała. Dawanie siebie, dzielenie się sobą – to coś, co mnie najbardziej cieszy w kontaktach towarzyskich, ale również w terapii. W tym bardzo bliskim kontakcie, jaką jest relacja terapeutyczna, można być autentycznym. Bo ja sobie nie wyobrażam terapeuty, który dzieli się czymś, czego sam nie doświadczył, czego sam nie przepuścił przez swoje filtry. To, co robię, działa. Pracuję z pacjentami, którzy przychodzą do mnie w sytuacjach trudnych, kryzysowych, z zaburzeniami lękowymi, depresyjnymi i skutecznie pomagam. Oni się z tego cieszą i ja się cieszę. To jest coś fantastycznego i mam z tego ogromne zadowolenie. Można sobie wyobrażać jakieś inne, lepsze życie? Nie muszę chodzić do pracy, liście koło domu sobie pograbię. Każdemu tego życzę.
- Dziękuję za rozmowę.
Przeczytaj wcześniejsze wywiady z uczestnikami warsztatów>>>
Zapisz się do naszego newslettera i dowiedz się więcej co jeszcze robimy
Robimy naprawdę dużo! Nowe warsztaty stacjonarne, kursy online, webinary, medytacje Live IntentLove, podcasty, wyjazdy zagraniczne dla naszej społeczności...
Nie lubimy spamu tak jak ty, więc nie będziemy się dzielić twoimi danymi z innymi.